Jeżeli widzisz już, że „wysoko oprocentowane” lokaty to lekka ściema i z reguły obejmują tylko nowe środki i do tego w ograniczonej ilości, szukasz pewnie czegoś lepszego. W poprzednim wpisie opisałem obligacje Skarbu Państwa. Teraz pora na kolejny krok – fundusze inwestycyjne. 

Jeżeli jeszcze nigdy nie korzystałeś z takiej formy przechowywania majątku, możesz nie wiedzieć, co to w ogóle jest. Najprościej mówiąc, fundusz to taka forma zbiorowego inwestowania – pula pieniędzy, którą wpłacają przysłowiowi Kowalscy, a która jest potem zarządzana i inwestowana przez profesjonalistów.

Jeżeli wpłacasz na taki fundusz 1000 złotych, otrzymujesz w zamian pewną liczbę jednostek uczestnictwa (jest to często ułamek jednostki, określony z kilkoma miejscami po przecinku). Twój 1000 złotych jest następnie inwestowany i pomnażany (no, chyba że nie).

Zyski z inwestycji prowadzonych przez osoby zarządzające funduszem z reguły nie są wypłacane inwestorom, lecz zamiast tego są ponownie inwestowane. Dlatego z reguły cały zysk ma odzwierciedlenie wyłącznie we wzroście wyceny jednostki uczestnictwa funduszu, co oznacza, że twoje jednostki uczestnictwa są po roku warte już nie 1000 złotych, lecz na przykład 1100. Wtedy możesz zażądać tak zwanego odkupienia jednostek uczestnictwa i odebrać swoje 1100 złotych, odnotowując zysk ze stopą 10%.

Fundusze inwestycyjne. Czy warto inwestować za ich pośrednictwem?

Inwestowanie w tego typu fundusze inwestycyjne ma kilka ważnych zalet, które powodują, że są całkiem niezłym sposobem na pierwsze odważniejsze inwestycje. Dotyczy to zwłaszcza osób, które dotychczas trzymały pieniądze wyłącznie na rachunku bieżącym w banku.

Pierwsza zaleta polega na tym, że fundusze inwestycyjne są bardzo łatwo dostępne i w zasięgu kilku kliknięć dla każdego, kto korzysta z internetowego dostępu do swojego banku. Nie wymagają podpisywania nowych umów, przeważnie wystarczy kliknąć kilka okienek i już można kupować jednostki funduszy.

Tak przy okazji: napisałem książkę. Jeżeli masz więcej niż 10.000 zł oszczędności, jej przeczytanie Ci się opłaci

Majątek jak skała. Jedyna książka o tym, jak w praktyce ochronić swoje oszczędności przed inflacją. Same konkrety. Bez ściemy

Ze swojej strony proszę cię tylko o jedną rzecz: nigdy, przenigdy nie rób tego na telefonie, nawet jeżeli na co dzień korzystasz biegle z aplikacji swojego banku. Znacznie lepsza jest do tego strona internetowa, na której spokojnie obejrzysz wszystkie możliwości, wykresy, poczytasz informacje o poszczególnych funduszach. Osobiście nigdy nie dokonuję transakcji finansowych na telefonie, bo mały ekran i uproszczenie, które jest typowe dla każdej aplikacji bankowej sprawiają, że decyzje wydają się prostsze, niż są w rzeczywistości. Złudna prostota inwestowania i łatwość, z jaką klika się na małym ekranie, powodują, że łatwo podjąć pochopne decyzje. Takie jak ta, którą podjąłem jakiś czas temu, sprzedając pod wpływem impulsu znaczną część swojego portfela Bitcoina. Sama decyzja nie była może zła, ale kierując się zasadą dywersyfikacji, powinienem sprzedać dużo mniej i podzielić tę transakcję na kilka mniejszych części.

Poza łatwością „obsługi” fundusze inwestycyjne mają jeszcze inne zalety. Przede wszystkim nie ma żadnego ustalonego okresu inwestycji. Nie musisz już teraz podejmować decyzji, czy interesuje cię horyzont 3 miesięcy, czy 3 lat. Jeżeli wydarzy się jakiś nagły przypadek i będziesz potrzebować pieniędzy, możesz w każdej chwili i bez utraty odsetek zlikwidować część lub całość inwestycji.

Jak widzieliśmy w przypadku bezpośredniego kupowania obligacji, nie wszystkie formy inwestowania mają tę zaletę. W przypadku obligacji wcześniejszy wykup pozbawia cię znacznej części, a często i całości odsetek. Zamiast więc inwestować bezpośrednio w obligacje, możesz zainwestować w fundusz, który za twoje pieniądze kupi obligacje. Wtedy możliwość wycofania się, czyli tak zwana płynność inwestycji, jest znacznie większa.

Czy fundusze inwestycyjne rzeczywiście chronią przed inflacją?

Kiedy wejdziesz na stronę swojego banku i klikniesz zakładkę „inwestycje” lub „fundusze inwestycyjne” (albo jeszcze coś podobnego), zobaczysz, że tych funduszy jest wiele rodzajów. Ponieważ banki jak ognia unikają dawania klientom pretekstów do pozwów sądowych, zawsze informują bardzo jasno, które fundusze inwestycyjne są związane z niskim, a które z wysokim ryzykiem. W ten sposób mogą zawsze udowodnić, że winny jest klient, bo wiedział, z jakim ryzykiem powinien się liczyć.

Praktycznie zawsze fundusze inwestycyjne niskiego ryzyka są jednocześnie funduszami obligacji. Inwestują twoje pieniądze, kupując za nie obligacje Skarbu Państwa, jednostek samorządowych i firm, a także bony skarbowe. Bony skarbowe są bardzo podobne do obligacji, ale Skarb Państwa emituje je nieregularnie, a okres wykupu wynosi od kilku dni do roku.

Nie każdy pomysł na biznes jest dobry. Jak znaleźć właściwy? Zrobiłem o tym krótki kurs PERFEKCYJNY pomysł na biznes.

Zwykły zjadacz chleba nie ma możliwości inwestowania w bony skarbowe, bo ich oferta kierowana jest wyłącznie do instytucji finansowych, a zarówno koszt jednego bonu (10 000 złotych), jak i minimalna liczba kupowanych bonów (10) są dobrane tak, żeby zniechęcić drobnych inwestorów. Jeżeli chcesz, w bony skarbowe możesz inwestować właśnie za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych.

Opowiadanie o ryzyku funduszu będzie brzmiało abstrakcyjnie dla każdego, kto nigdy faktycznie nie odczuł, jak to ryzyko działa. Jest jednak sposób, żeby sobie to wyobrazić. Wejdź na stronie twojego banku w „fundusze inwestycyjne”, wybierz jeden z bezpiecznych funduszy i spróbuj sobie wyobrazić, że w dowolnym momencie inwestujesz w taki fundusz, a w innym decydujesz o zakończeniu inwestycji. Weźmy jako przykład pewien fundusz obligacji zaliczany do funduszy niskiego ryzyka – nie podaję jego nazwy, bo nie chodzi mi o reklamowanie konkretnego produktu, tylko o realny przykład wzięty z życia. Na rysunku poniżej zobaczysz wykres jego ceny w okresie 20 lat.

Jak widzisz, wartość jednostki uczestnictwa akurat tego funduszu przez 20 lat gładko rosła. Zdarzały się wahania, ale w sumie w większości okresów, inwestując w jego jednostki, osiągnąłbyś zysk. Na przykład inwestując w roku 2010 na 5 lat, otrzymałbyś wzrost wartości inwestycji o 22%, czyli o 4,1% rocznie. W tym samym czasie ceny wzrosły średnio o 1,6% co roku, a więc sporo wolniej, niż zarabiał fundusz.

Jeżeli spojrzymy na cały wykres, widać, że w tym czasie (od początku 2000 roku) wartość funduszu wzrosła o 244%. W tym samym okresie ceny w Polsce zwiększyły się o 72%. Zatem nadal okazuje się, że inwestowanie w ten (przykładowy) fundusz obligacji w ciągu ostatnich 20 lat również dało bardzo dobrą ochronę przed inflacją.

Warunek jest jednak jeden: trzeba patrzeć na trochę dłuższe okresy – co najmniej roczne. Jeżeli bowiem przyjrzysz się bliżej temu wykresowi, zobaczysz, że nie jest on całkiem gładki, tylko ma takie „ząbki”. Te ząbki powstają, gdy spada kurs obligacji i innych aktywów, w które inwestuje fundusz. I raczej nie jest to wina osób zarządzających funduszem – po prostu co jakiś czas waha się wartość wszystkich aktywów, nawet obligacji. Najczęściej, chociaż nie zawsze, przyczyną takich wahań jest zmienianie głównych stóp procentowych przez Narodowy Bank Polski. Kiedy NBP podnosi swoje stopy procentowe, ceny obligacji spadają, a kiedy obniża – rosną. Bardziej szczegółowo o tym, dlaczego tak się dzieje, piszę w rozdziale poświęconym funduszom inwestycyjnym obligacji.

  • Berrolia
  • berrolia-luxury
  • berrolia-bezpieczenstwo

A przy okazji... Na tym blogu piszę sporo o zakładaniu firmy. Sam założyłem od zera firmę Berrolia, która robi wypasione samochodowe uchwyty na telefon.

O co tak naprawdę chodzi z ryzykiem inwestowania? Wszystko, co chciałeś wiedzieć, ale bałeś się zapytać

Chciałbym, żebyśmy sobie spróbowali w tym miejscu odpowiedzieć na pytanie, czym tak naprawdę jest ryzyko inwestowania. Finansiści znają różne sposoby mierzenia ryzyka, takie jak odchylenia standardowe stóp zysku, ale ja obiecałem, że będę cię chronić przed tego rodzaju skomplikowanymi pojęciami – i słowa dotrzymam. Żeby tak naprawdę zrozumieć ryzyko, wystarczy spojrzeć na wykres poniżej i wyobrazić sobie, że inwestujesz na przykład na początku 2017 roku.

Gdybyś kupił na początku roku 2017 jednostki tego funduszu, a potem sprzedał je równo rok później, zarobiłbyś na tej inwestycji 3,1%. Tak naprawdę można było trzymać je jeszcze dłużej, bo ich wartość rosła nieprzerwanie aż do końca okresu pokazanego na wykresie, czyli do końca 2019 roku. Chociaż w tym czasie zdarzały się niewielkie spadki, to były one bardzo małe w skali całego wzrostu, który w tym czasie nastąpił. Można powiedzieć, że ten wykres jest „gładki” i nie zawiera większych górek i dołków, a zamiast tego widać nieprzerwany wzrost. Właśnie gładki przebieg ceny funduszu oznacza, że jest to fundusz niskiego ryzyka.

To wcale nie znaczy, że ten fundusz jest najlepszy na świecie, bo oprócz ryzyka trzeba też patrzeć na zysk. W latach 2017–2019 kurs wzrósł o 14,8%, co daje roczną stopę zysku na poziomie 4,7% – przebijającą inflację, choć nie wybitną. Można więc powiedzieć, że ten fundusz zapewniał średni zysk przy niskim ryzyku. Niskie ryzyko oznacza, że jego zyski były co roku podobne i dzięki temu działał on trochę jak lokata bankowa.

Dla porównania weźmy teraz inny przykład – funduszu, który cechuje się wyższym zyskiem, ale i wyższym ryzykiem. Podwyższone ryzyko bierze się stąd, że poza lokowaniem pieniędzy w obligacje i bony skarbowe część środków przeznacza on na kupowanie akcji spółek notowanych na giełdzie. Cena jednostki tego funduszu pokazana została na wykresie poniżej.

 

Jego jednostki uczestnictwa są dostępne na rynku od połowy 2007 roku. Gdybyś je wtedy kupił, do jesieni 2021 roku miałbyś o 84% więcej, co przelicza się na roczną stopę zysku równą 4,5% – znacznie powyżej inflacji. W tym samym okresie fundusz niskiego ryzyka (fundusz inwestycyjny obligacji), o którym pisałem wcześniej, osiągnął nieco mniej – 3,9% rocznie.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że lepiej inwestować w ten drugi fundusz, bo w końcu przecież chodzi nam o zysk. Okazuje się jednak, że takie podejście jest błędem. Wyliczenie takiej stopy zysku opiera się bowiem na bardzo długim okresie inwestowania (14 lat!). Jeżeli popatrzysz na krótsze okresy, okaże się, że cena jednostki tego funduszu raz rosła, a raz spadała. W przeciwieństwie do poprzedniego przykładu ten fundusz trudno porównać do lokaty, której wartość powoli, ale nieustająco pnie się w górę. Tutaj, w zależności od tego, czy trafisz akurat na dobry okres, czy na gorszy, możesz sporo zyskać, ale możesz i stracić. Popatrzmy najpierw na przykład pokazany na rysunku poniżej, gdy kupujesz jednostki w roku 2007 i sprzedajesz 5 lat później, bo akurat wtedy potrzebujesz pilnie gotówki. Wtedy okazałoby się, że twoja inwestycja straciła 52% swojej wartości.

Nawet gdyby horyzont inwestycji był dłuższy i wynosił 10 lat, sytuacja nie wyglądałaby o wiele lepiej – przez ten czas fundusz odrobił wprawdzie większość strat, ale nadal wartość twojej inwestycji byłaby nieco niższa niż na początku. Dopiero 14 lat po rozpoczęciu takiej inwestycji mógłbyś powiedzieć, że całość miała finansowy sens i pozwoliła zarobić średnio 4,5% w skali roku.

Jednak obraz tego funduszu będzie niepełny, jeżeli nie popatrzymy też na jego lepsze okresy. Inwestycja dokonana w dowolnym momencie między 2008 a 2016 rokiem byłaby bardzo zyskowna, znacznie bardziej niż jakiekolwiek fundusze inwestycyjne obligacji. Na przykład zakup jednostek tego funduszu latem 2015 dałby w ciągu kolejnych 6 lat imponujący zysk 18% rocznie.

I to właśnie oznacza ryzyko. Inwestycje ryzykowne to te inwestycje, których zysk bardzo waha się z roku na rok. Ostateczny wynik zależy od tego, w którym momencie zaczniesz taką inwestycję i kiedy ją zakończysz. Różnią się one od inwestycji o niskim ryzyku, które dają zawsze w przybliżeniu tę samą stopę zysku niezależnie od momentu kupienia i sprzedaży jednostek.

Oczywiście nie ma nic za darmo: inwestycje o wyższym ryzyku najczęściej dają w długiej perspektywie znacznie wyższy zysk, podczas gdy inwestycje mało ryzykowne są znacznie mniej dochodowe i często nie przebijają inflacji. Można powiedzieć, że na końcu tej skali jest gotówka: ma zerowe ryzyko, ale i zerowy zysk. Z kolei w przypadku funduszu wysokiego ryzyka nawet niewielka zmiana dotycząca tego, kiedy zaczynasz i kiedy kończysz inwestycję, bardzo mocno wpływa na zysk, a nawet może spowodować stratę. Tylko skąd mamy wiedzieć, który moment jest właściwy na rozpoczęcie takiej inwestycji wysokiego ryzyka? Czyli inaczej: kiedy kupić jednostki funduszu? O tym możesz bliżej przeczytać w mojej książce, w której zawarłem wszytko, co wiem o inwestowaniu i co może Ci się przydać w praktyce. Na razie wróćmy jeszcze do naszych spokojnych i pewnych funduszy obligacji.

Czy fundusze inwestycyjne obligacji są bezpieczne?

Uważny czytelnik zapewne zada w tym momencie kluczowe pytanie: czy to możliwe, że fundusze inwestycyjne obligacji mają same zalety, czyli oprocentowanie wyższe niż na lokatach i jednocześnie niskie ryzyko? Przecież wiemy już, że wyższy zysk idzie prawie zawsze w parze z większym ryzykiem, czyli z większą zmiennością cen jednostek.

Trzeba zacząć od tego, że nie wszystkie obligacje mają takie samo ryzyko. W przypadku funduszy, które inwestują wyłącznie w obligacje emitowane przez polski Skarb Państwa lub przez rządy krajów wysokorozwiniętych, praktycznie nie ma ryzyka niewypłacalności, czyli sytuacji, kiedy wartość trzymanych obligacji staje się zerowa. W przypadku takich funduszy ryzyko wynika tylko z ruchów stóp procentowych, ewentualnie z dużych tąpnięć gospodarczych, takich jak wybuch pandemii Covid-19. Nawet w takich przypadkach spadki są jednak niewielkie i zwykle potrzeba tylko trochę cierpliwości, żeby fundusz odrobił tego rodzaju straty.

Wróćmy do notowań naszego funduszu niskiego ryzyka. W 2020 i 2021 roku wystąpiły dwie tego rodzaju katastrofy, co jest wyjątkowe w tak krótkim czasie. W marcu 2020 roku doszło do przejściowego załamania rynków, kiedy świat stał u krawędzi pandemii, i zupełnie nie można było przewidzieć, czy nie nastąpią dalsze katastrofy, takie jak całkowite załamanie i rozprzężenie światowej gospodarki. Śmiało można powiedzieć, że tego rodzaju sytuacje zdarzają się raz na dziesięciolecia. Ale nawet w obliczu takiego wstrząsu jednostki naszego funduszu staniały o mniej niż 10%, a potem całkowicie odrobiły straty w ciągu następnych 3 miesięcy.

Drugie takie wydarzenie miało miejsce w październiku 2021 roku, kiedy NBP zaczął podnosić stopy procentowe po tym, jak przez lata utrzymywał je na niemal zerowym poziomie. Również w tym przypadku trudno mówić o katastrofie notowań funduszu, bo cały spadek wyniósł nieco ponad 7%, a z czasem może się też zmniejszyć. Zatem fundusze, które inwestują w obligacje emitowane przez stabilne państwa, są bezpieczną formą trzymania oszczędności, a w dłuższej perspektywie okazywały się dotychczas dobrą ochroną przed inflacją. Jednocześnie obligacje mogą czasem tracić na wartości, co jest najczęściej spowodowane przez politykę banków centralnych. Mechanizm tego wpływu wyjaśniałem przy okazji omawiania inwestycji w obligacje.

Istnieją również fundusze obligacji, które lokują twoje pieniądze w inne rodzaje papierów wartościowych – obligacje komunalne, czyli emitowane przez miasta i inne jednostki samorządowe, a także obligacje korporacyjne, które są emitowane przez przedsiębiorstwa. Informacja o tym, w co inwestuje konkretny fundusz, znajduje się w tak zwanym prospekcie inwestycyjnym, czyli grubym dokumencie, który każdy fundusz jest zobowiązany mieć na swojej stronie internetowej. Często też, jeżeli kupujesz jednostki przez swój bank, na stronie internetowej możesz znaleźć krótko opisaną politykę inwestycyjną funduszu. Chociaż dokument dla osoby słabo obeznanej w temacie może brzmieć mętnie, warto go przeczytać. Znajdziesz tam informację, w co dany fundusz inwestuje i jakiego ryzyka należy się w związku z tym spodziewać.

Fundusze, które inwestują w obligacje komunalne i korporacyjne, cechuje nieco wyższe ryzyko, czyli należy się spodziewać odrobinę większych ruchów ceny, niż w przypadku funduszy obligacji skarbowych. Bierze się to z faktu, że o ile bankructwo Skarbu Państwa jest bardzo rzadkim wydarzeniem, o tyle już niewypłacalność pojedynczych firm zdarza się całkiem często. Fundusze inwestycyjne ograniczają oczywiście to ryzyko, dywersyfikując swoje inwestycje i nie kupując obligacji najbardziej zagrożonych spółek, czasem jednak może się zdarzyć, że fundusz straci na przykład 5% swoich aktywów, bo zainwestuje w obligacje mało wiarygodnej firmy. Podobnie jest z inwestowaniem w obligacje emitowane przez samorządy – bardzo rzadko zdarzają się tu problemy z wypłacalnością, ale nie można ich całkiem wykluczyć.

Drugą cechą tych funduszy jest nieco wyższy zysk niż ten, który osiągają fundusze inwestycyjne obligacji skarbowych. Po prostu, żeby istnieć, muszą one zapewniać nieco wyższy zysk, który zrównoważy ryzyko w oczach inwestora – czyli Ciebie. Jak postępować, żeby odpowiednio wyważyć zysk i ryzyko? Jak odróżnić fundusze inwestycyjne obligacji ryzykownych od tych pewnych, ale z mniejszym zyskiem?

Osobiście stosuję tu proste zasady inwestowania.

  • Najpierw ustalam, jaką część oszczędności „bezpiecznych” chcę trzymać w każdym z rodzajów funduszy. Zazwyczaj dzielę po równo: 1/3 w funduszach obligacji i bonów Skarbu Państwa, 1/3 w funduszach obligacji korporacyjnych i 1/3 w innych funduszach. Do tych ostatnich zaliczam obligacje komunalne, ale też obligacje na rynkach zagranicznych. Trzeba pamiętać, że trzymanie pieniędzy w funduszach inwestujących w obligacje zagraniczne jest związane z ryzykiem walutowym: osłabienie złotego (czyli wzrost kursu euro) spowoduje, że wzbogacisz się bardziej, niż to by wynikało z samych odsetek. Jednocześnie umocnienie złotego może powodować, że zmiana kursu nie tylko pochłonie wszystkie odsetki, ale i przyniesie ostatecznie stratę. Ma to jednak dobrą stronę: kiedy w polskiej gospodarce będzie się źle działo, możesz na przykład stracić pracę. Wtedy jednocześnie może nastąpić osłabienie złotówki i dodatkowe zyski z inwestycji w fundusz operujący na rynkach zagranicznych dadzą ci dodatkową poduszkę finansową na trudny okres.
  • Kiedy już zdecyduję, jakiego rodzaju fundusze inwestycyjne mnie interesują, robię pierwszą selekcję. Zazwyczaj na stronie banku można wybrać fundusze inwestycyjne według poziomu ryzyka (wtedy zaznaczam niskie lub bardzo niskie, ewentualnie poziomy 1–3 w 7-punktowej skali) lub rodzaju aktywów, gdzie wybieram instrumenty dłużne.
  • Potem wybieram fundusz, kierując się nazwą, która najczęściej wiele mówi o jego profilu. Jeżeli w jego nazwie są słowa „obligacje”, „stabilny wzrost” lub „pieniężny”, oznacza to najczęściej, że fundusz inwestuje w polskie obligacje skarbowe. Z kolei fundusze inwestujące w obligacje zagraniczne przeważnie mają w nazwie hasła „globalny”, „euro” albo „zagraniczne”. Niestety, żeby mieć pewność co do rodzaju aktywów, trzeba kliknąć każdy z takich funduszy i przeczytać krótką notatkę o jego polityce inwestycyjnej. Będzie tam sporo niezrozumiałych pojęć i korporacyjnej nowomowy, ale będzie też kilka zdań o polityce inwestycyjnej funduszu – i te właśnie zdania nas interesują. Przeważnie brzmią one na przykład tak: fundusz inwestuje nie mniej niż 60% środków w instrumenty dłużne emitowane przez Skarb Państwa i do 40% w pozostałe instrumenty dłużne emitowane przez jednostki samorządu terytorialnego. Instrumenty dłużne w tym zdaniu to po prostu obligacje i bony skarbowe, co odróżnia je od instrumentów udziałowych, czyli akcji, a także od instrumentów terminowych, czyli opcji i innych skomplikowanych aktywów (których i tak nie polecam).
  • Kiedy już mniej więcej wiem, który fundusz w co inwestuje, wybieram po dwa fundusze z każdego rodzaju, czyli w sumie sześć różnych funduszy – i w każdy inwestuję taką samą kwotę.

Może to wyglądać na zbyt prostą strategię, ale już wielokrotnie widziałem skomplikowane sposoby budowania portfela, które w praktyce służyły tylko skołowaniu inwestorów. Widziałem też, jak te portfele spektakularnie traciły na wartości, bo inwestor tak się zakręcił, że ostatecznie większość jego portfela była zależna na przykład od kursu dolara, który akurat tracił na wartości. Dlatego wierzę w proste metody, które każdy jest w stanie zrozumieć. Chronią one przed takimi wydarzeniami jak kryzys finansowy z 2008 roku, kiedy okazało się, że znaczna część inwestorów nie miała w gruncie rzeczy pojęcia, w co zainwestowała.

Konkretnie: który fundusz inwestycyjny wybrać?

Wiem, że opowieści o zysku i ryzyku brzmią czasem jak wykłady o fizyce kwantowej. Zwłaszcza zawodowi finansiści potrafią przekazywać to tak, że normalny człowiek po 5 minutach zaczyna ziewać, a po następnych 10 wychodzi i idzie upychać pieniądze na dno szuflady z bielizną. Często mam wrażenie, jakby głównym celem finansów było serwowanie zestawu trudnych słów, takich jak odchylenie, kowariancja czy oczekiwana wartość stopy zwrotu. Tymczasem tego, czym tak naprawdę jest ryzyko i jak duże ryzyko jesteś w stanie zaakceptować, możesz się łatwo dowiedzieć, patrząc na wykresy. Spójrzmy na wykresy trzech funduszy różniących się poziomem ryzyka.

Jeżeli przyjrzysz się funduszowi na samej górze, zobaczysz, że jego wykres jest dość gładki. Nie zdarzają się mu większe skoki wartości, z wyjątkiem niewielkiego spadku na samym końcu. W prawie całym okresie mogłeś wybrać w zasadzie dowolny moment na kupienie jednostek tego funduszu, a potem dowolny inny na ich sprzedanie – i stopa zysku była w zasadzie taka sama. Nie zdarzały się większe wahania, które mogłyby spowodować stratę. Oczywiście mówimy o danych historycznych. Jeżeli powiesz, że to niczego nie gwarantuje na przyszłość – będziesz mieć rację. Jednak z drugiej strony spójny, gładki wzrost wartości, który widać w przypadku tego funduszu i który trwał aż 12 lat, nie jest przypadkiem – jest on wynikiem polityki inwestycyjnej funduszu zapisanej w jego strategii.

Zazwyczaj fundusze, które osiągają tak stabilne wyniki, inwestują głównie w bony skarbowe – i o ile nic się fundamentalnie nie posypie w polskiej gospodarce, takie inwestowanie w bony będzie przynosiło stabilne wyniki również w przyszłości.

Kolejny wykres to wartość jednostek funduszu B. Ten wykres nie jest już tak gładki. Występują w nim wyraźnie większe wahania i zdarzają się spadki sięgające kilku procent. Na przykład rok 2015 był dla tego funduszu praktycznie rokiem straconym – wartość jednostek w tym czasie nie wzrosła. Podobnie było z rokiem 2018 – tu widać nawet pewien spadek. Osoba, która kupiła jednostki funduszu na początku 2018 i sprzedała je po roku, straciła na inwestycji 5%. I tu musisz sobie niestety zadać pytanie właśnie o swój stosunek do ryzyka. Czy będziesz spać spokojnie, wiedząc, że taki spadek może ci się przytrafić?

Jak się pewnie domyślasz, taka inwestycja ma tym większy sens, im dłuższy jest jej okres. W przypadku funduszu A mogłeś praktycznie w dowolnym momencie kupić jego jednostki, a potem sprzedać po pół roku – i wciąż osiągnąć przyzwoity zysk. Z funduszem B to się może już nie udać. Zmienność jego wyników jest na tyle duża, że sprzedając jednostki po pół roku, możesz z dużym prawdopodobieństwem trafić w dołek i odnotować straty. Dlatego inwestowanie w fundusz B ma sens wtedy, kiedy planujesz inwestycję na około 3 lata lub więcej.

W przypadku funduszu C ryzyko jest jeszcze bardziej widoczne. Okresy szybkiego wzrostu przeplatane były momentami, w których wartość prawie nie rosła lub wręcz spadała. Jeżeli zainwestowałeś w ten fundusz w 2008 roku, to w ciągu 6 lat mogłeś zyskać 70%, czyli stopę zysku ponad 9% rocznie! Jeżeli miałeś pecha i kupiłeś jednostki uczestnictwa w połowie 2015 roku, to przez kolejne 5 lat nie przynosił on praktycznie żadnych zysków. I nie ma żadnej metody, która pozwalałaby przewidzieć, czy akurat trafisz na dobry, czy na zły okres: to jest zjawisko zupełnie losowe.

Niestety, nie możesz przewidzieć, czy akurat trafisz w okres zysków, czy strat. Jedyne, co znasz, to poziom ryzyka: w przypadku funduszu A jest ono niskie, funduszu B – średnie, a funduszu C – dość ryzykowne (jak na fundusz inwestujący w obligacje). Z tego powodu inwestowanie w funduszu inwestycyjnym C ma największy sens wtedy, kiedy okres inwestycji jest długi. Jak długi? Moim zdaniem mówimy tu o okresie około 5–10 lat. Wtedy możesz mieć jaką taką pewność, że nawet jeżeli w tym okresie zdarzy się większy spadek wartości, załapiesz się również na okresy szybszego wzrostu – i ostatecznie wyjdziesz na plus. Natomiast inwestowanie w niego na okres roku albo 2 lat to gra w ruletkę. W takim przypadku lepiej zrobisz, jak pójdziesz do kasyna: lepsza zabawa, a i czasem dają darmowe drinki.

Czy jednak ryzyko jest tego warte? Czy w ogóle za ponoszenie ryzyka zostajesz jakoś wynagrodzony? Nie ma tu żadnej gwarancji, ale w dłuższym okresie – tak. Przyjrzyjmy się tym trzem funduszom, a dokładnie skalom tych wykresów. Choć wyglądają podobnie, liczby po lewej stronie są zupełnie inne.

  • Fundusz A w ciągu 13 lat zarobił 33% początkowej wartości, co daje roczną stopę zysku 2,2%.
  • B zarobił podobnie – 34%, ale w ciągu zaledwie 8 lat, co oznacza, że jego stopa zysku wyniosła aż 3,7% rocznie. Jak widzisz, ryzyko w tym przypadku zostało odpowiednio wynagrodzone.
  • Rekordzistą jest jednak najbardziej ryzykowny fundusz C: wartość jego jednostek uczestnictwa podwoiła się w ciągu 13 lat, przynosząc średnio 6,1% zysku w skali roku.

Ponoszenie ryzyka z reguły się opłaca – ale tylko wtedy, kiedy możesz zainwestować na odpowiednio długi czas. Nawet jeżeli trafi się kilka słabszych lat, zostaną one zrekompensowane wzrostami w pozostałych okresach. Jeżeli natomiast będziesz inwestować w bardziej ryzykowne fundusze, ale na krótki okres (do 5 lat), to możesz na tej inwestycji sporo zyskać, ale możesz też dużo stracić.

Nie mówię, że to jest obiektywnie zła strategia, ale większość ludzi bardzo źle znosi stratę pieniędzy, zwłaszcza jeśli na te pieniądze ciężko i długo pracowali. Jeżeli zgromadzenie 100 000 złotych kosztowało cię lata ciężkiej harówki, to utrata w ciągu roku 20 000 złotych będzie bardzo bolesnym doświadczeniem. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy podołasz psychicznie. Wtedy najgorsze, co możesz zrobić, to zacząć nerwowo sprzedawać takie jednostki uczestnictwa – to już zdecydowanie odradzam. W ostatnim punkcie tego rozdziału piszę o tym, jak się zachować, kiedy zobaczysz, że wartość twojej inwestycji idzie w dół.

Fundusze inwestycyjne obligacji -zalety i wady

W moim odczuciu fundusze inwestycyjne obligacji mają trzy podstawowe zalety, które powodują, że sprawdzają się jako pierwszy krok na rynkach finansowych:

  • są łatwo dostępne, bo wystarczy kilka kliknięć na stronie twojego banku, żeby kupić jednostki uczestnictwa,
  • w dłuższym okresie zapewniają wyższe zyski niż lokaty,
  • nie jesteś związany żadnym konkretnym czasem inwestycji: w przeciwieństwie do lokat, a także obligacji kupowanych bezpośrednio na stronie obligacjeskarbowe.pl – możesz w dowolnym momencie sprzedać jednostki funduszu i nie będzie to miało żadnego wpływu na zyski z inwestycji.

Czy jednak mają one jakieś wady? Niestety fundusze obligacji, tak jak wszystkie inne fundusze inwestycyjne, mają jedną podstawową cechę: firmy, które nimi zarządzają, pobierają za to zarządzanie spore opłaty – z twoich pieniędzy.

Przecież ktoś musi pokryć koszty błyszczących wieżowców w Warszawie, pensji prezesów i ich asystentów, a także roczne premie menedżerów i analityków tych funduszy, które idą w grube dziesiątki i setki tysięcy złotych. I wszystkie te koszty pokrywane są ze środków funduszu, czyli w praktyce z pieniędzy, które im powierzyłeś. Nie jest to w sumie dziwne, ale warto się przyjrzeć, jakie są wysokości tych opłat i co w praktyce za nie dostajesz.

Fundusze pobierają cztery rodzaje opłat:

  • przy zakupie jednostek uczestnictwa (nazywaną opłatą dystrybucyjną)
  • przy ich sprzedaży (czyli wtedy, kiedy zaczynasz i kończysz inwestycję),
  • bieżącą opłatę za zarządzanie
  • oraz premię za wyniki.

Ogólna zasada jest taka, że te opłaty są stosunkowo niskie w funduszach najmniej ryzykownych, czyli takich, które inwestują w obligacje, a najwyższe są w funduszach wysokiego ryzyka, czyli takich, które inwestują w akcje. W praktyce fundusz, który inwestuje głównie w najbezpieczniejsze papiery wartościowe, może pobierać na przykład 0,5% wartości inwestycji przy nabyciu jednostek, potem rocznie 1–1,5% łącznej inwestycji, przy zakończeniu inwestycji nic lub do 1% i nie pobierać premii za wyniki. Na drugim końcu skali wysokości opłat są natomiast fundusze inwestycyjne akcji lub innych jeszcze bardziej ryzykownych aktywów.

Logika takiego zróżnicowania opłat jest prosta. W najbezpieczniejsze fundusze obligacji inwestują z reguły ci, którzy dopiero co wyrośli z trzymania pieniędzy na lokacie. To inwestorzy kalkulujący i mocno przeżywający, że przykładowo oprocentowanie lokaty wynosiło 0,5%, a teraz na funduszu zarobili 1,5% i to już jest wielki sukces.

Przy takich poziomach zysku nie bardzo da się narzucić opłaty na przykład 3% rocznie, bo zjadłaby cały zysk i fundusz straciłby klientów. Z tego powodu towarzystwa funduszy inwestycyjnych (bo tak się nazywają firmy, które zarządzają funduszami) utrzymują niskie stawki opłat i zaciskają zęby, mając nadzieję, że część klientów przekona się do nich i zainwestuje w fundusze inwestycyjne akcji. A tam, jeśli chodzi o opłaty, panuje wolna amerykanka i towarzystwa z nawiązką odrabiają to, czego nie zarobiły na funduszach obligacji.

W sumie uważam, że fundusze inwestycyjne obligacji pomimo opłat nie są wcale złą formą bezpiecznego inwestowania. Mają one jedną podstawową zaletę: można w nie zainwestować tu i teraz i nie odkładać tej decyzji na wieczne potem. Praktycznie każdy bank ma jakąś ofertę funduszy, a wśród nich przynajmniej jeden bezpieczny fundusz obligacji. Wiem, że kilka akapitów wcześniej namawiałem do zainwestowania w kilka rodzajów funduszy – ale jeżeli to jest problem, lepiej zainwestować w jeden, niż trzymać pieniądze na koncie i patrzeć, jak zżera je inflacja.

A co z funduszami akcji? Warto?

Kilka razy  wspominałem o innych funduszach inwestycyjnych oprócz tych, które inwestują w obligacje i bony skarbowe. Istnieją fundusze, które inwestują w akcje, surowce, kontrakty terminowe, waluty, kryptowaluty oraz różne inne egzotyczne instrumenty finansowe. Ta grupa to fundusze średniego i wysokiego ryzyka. Zrobią wiele, żeby przekonać cię, że ich specjaliści dokonają z twoimi pieniędzmi cudów – pomnożą, dobrze zainwestują i w ogóle popełnisz błąd, jeżeli nie powierzysz swoich pieniędzy takim ekspertom.

Zacznijmy jednak od opłat, które pobierają za swoje usługi.

  • Za nabycie ich jednostek można zapłacić nawet 3% wartości inwestycji.
  • Następnie co roku pobiorą dla siebie między 2 a 6% wartości całego funduszu…
  • ..by na końcu uraczyć cię jeszcze opłatą 2% za zakończenie inwestycji.

Niedużo? Popatrzmy na liczby. Jeżeli zainwestujesz 10 000 złotych na 20 lat w giełdę, to możesz liczyć na różne stopy zysku, ale średnio jest to 8% rocznie. Możesz otworzyć Excela i samemu przekonać się, że po 20 latach wzrostu twoja inwestycja będzie warta przeszło 46 000 złotych! Tak jednak będzie tylko wtedy, gdy inwestycję zrealizujesz samemu. Jeżeli te same pieniądze powierzysz funduszowi inwestycyjnemu, który pobierze „niewielką” opłatę za zarządzanie w wysokości 3% wartości funduszu rocznie (typowa wysokość opłaty na polskim rynku), to po 20 latach będziesz miał tylko 26 000 złotych, a więc prawie dwukrotnie mniej.

To jednak nie koniec opłat. Fundusze inwestycyjne akcji często pobierają dodatkowo 20% zysku ponad tzw. benchmark, czyli w sytuacji, kiedy uda im się osiągnąć zysk wyższy niż wybrany wskaźnik odniesienia. Z tą opłatą jest o tyle ciekawa sprawa, że możesz ją ponosić również wtedy, gdy fundusz przynosi straty. Jeżeli na przykład punktem odniesienia dla funduszu jest indeks giełdowy WIG20, który akurat będzie mocno spadał, a wartość jednostki funduszu będzie też spadać, ale trochę mniej, to od różnicy między tymi stratami towarzystwo zarządzające funduszem naliczy sobie 20% jako nagrodę za sukces (!).

Uważny czytelnik powie: „W porządku, pobierają opłaty, ale może w zamian za te opłaty tak dobrze inwestują moje pieniądze, że w sumie wyjdę na plus?”. Nic bardziej mylnego. Analitycy tych polskich funduszy to są ludzie tacy jak ty czy ja, a część z nich była pewnie moimi studentami. Nie mają do dyspozycji czarodziejskiej kuli i nie wiedzą, które akcje pójdą w górę, a które spadną. Dysponują tymi samymi instrumentami analitycznymi co wszyscy i mają dostęp do publicznych informacji.

Dlatego nie ma sposobu, żeby konkretny fundusz przez lata z rzędu zarabiał więcej niż przeciętnie rynek. Regularne sprawozdania SPIVA pokazują, że na dłuższą metę prawie nie ma funduszy akcji, które osiągałyby w spójny sposób wyniki wyższe niż całość giełdy. O ile w przypadku obligacji można rozważyć niskomarżowe fundusze inwestycyjne jako wygodną i w sumie niedrogą formę inwestowania, o tyle o funduszach akcji mam jasne zdanie: powierzanie im pieniędzy to czysta strata i płacenie góry pieniędzy za pozory fachowego inwestowania, którego ostatecznie nie dostajesz.