Właśnie skończył się dla mnie najważniejszy czas każdego roku. Pierwsza połowa marca. Czas Yapy.
Ok. Może drugi najważniejszy. Całkiem najważniejsze są jednak wakacje.
Muzycznie to nie jest rewelacja, powiem szczerze. Pierwsze dwa koncerty to jest przegląd konkursowy. Występuje dwadzieścia zespołów, z których jury i publiczność wybiera najlepsze. Potem są tzw. „gwiazdy”, ale to nie są takie gwiazdy, jakie znamy z Pudelka.
Na koncerty chodzę, owszem, ale rzadko.
Co robię na Yapie?
W skrócie – pracuję.
Tak przy okazji: napisałem książkę. Jeżeli masz więcej niż 10.000 zł oszczędności, jej przeczytanie Ci się opłaci
Majątek jak skała. Jedyna książka o tym, jak w praktyce ochronić swoje oszczędności przed inflacją. Same konkrety. Bez ściemy
Społecznie.
Przygotowuję scenografię. To znaczy uczestniczę w dziesięcioosobowym zespole, który przygotowuje scenę i robi tak, żeby ta scena dobrze wyglądała. Nie ładnie, tylko właśnie – dobrze. Żeby za artystami nie było pustej przestrzeni.
To wygląda jakoś tak:
Nie każdy pomysł na biznes jest dobry. Jak znaleźć właściwy? Zrobiłem o tym krótki kurs PERFEKCYJNY pomysł na biznes.
Albo tak:
Cała sprawa zaczyna się gdzieś w styczniu, kiedy pada mocne pytanie – jeszcze jesteśmy? Jeszcze nas nie wyrzucili?
Nie da się ukryć, mam 42 lata i powoli jakby nie pasuję do festiwalu, który jest z nazwy „studencki”. No więc pewnie kiedyś przyjdzie ten moment. Boję się go. Serio.
No, ale na razie nie przyszedł.
A przy okazji... Na tym blogu piszę sporo o zakładaniu firmy. Sam założyłem od zera firmę Berrolia, która robi wypasione samochodowe uchwyty na telefon.
Więc od początku lutego spotykamy się przynajmniej raz w weekend, żeby stworzyć pomysł scenografii. Potem go narysować. A potem zrobić prototyp. W tym roku szybko rozmowa skupiła się na palmach i flamingach. Chyba to jakoś teraz wisi w powietrzu, bo w Manufakturze w sklepach wiszą ubrania z palmami i rajskimi wyspami.
My, czyli kto
Stanowimy taką zbieraninę już-nie-studentów. 10 osób, które łączą różne talenty. Dwóch facetów (już-całkiem-zupełnie-nie-studentów), czyli Jacek i ja. Obsługujemy wiertarki, wyrzynarki i lutownice. Jacek jeszcze do tego umie spawać, co mu daje +10 do męskości. Ja nie umiem spawać i mam na jego punkcie kompleksy.
Reszta to dziewczyny. Mają chyba zacięcie do tej roboty. Moja żona Ania też obsługuje wyrzynarkę. Wiertarki się boi. Ale lutownicy nie. I umie szyć na maszynie.
Dwie Darie, z których jedna jest oficjalną szefową naszej grupy. Ona właśnie podejmuje ostateczne decyzje, jak to wszystko ma wyglądać i gdzie ma wisieć. Z wykształcenia specjalista od systemów lokalizacji. Druga Daria ma stalowe nerwy. Z nią właśnie z reguły naprawiam w ostatniej chwili główny element scenografii, który się właśnie złamał 2 godziny przed koncertem. Na codzień doskonale pisze i składa projekty unijne.
Są jeszcze Agnieszka – żona Jacka (pani menedżer w mBanku), Emila (biolożka, umie w mikroskopy) i Asia. I jeszcze druga Emila (fizyczka od laserów) z Paulą, panią architekt. I Amelia – poprzednia szefowa sekcji. Jako jedyna ma prawdziwe wyższe wykształcenie plastyczne. Perfekcjonistka. Wszystkie mają naprawdę dużo roboty.
No i jeszcze nasze dzieci. Oliwka jest najstarsza i już jest prawie pełnoprawnym członkiem sekcji. Stara się. Podobnie Tomek, chociaż on się szybciej nudzi. No i najmłodsza Lenka, która wnosi dobrą atmosferę.
Wszystkie nasze dzieci od pierwszego roku życia wozimy na Yapę. A co. Niech się zarażają. Może kiedyś będą wiedziały, że życie dom-praca to jeszcze nie życie. Że do szczęścia potrzebne są jeszcze różne takie zakręcenia.
Pracujemy
Dwa weekendy przed festiwalem to już jest tylko praca. Jakieś 6 godzin dziennie w sobotę i w niedzielę schodzi na wycinanie, spawanie i malowanie. Gra polega na tym, żeby wyłapać i odpowiednio skontrować pomysły Jacka.
Bo Jacek to urodzony samiec alfa. Gdyby go nie kontrolować, zrobiłby wszystko po swojemu. Wchodzi i mówi „kulek nie może być”. Reszta mówi „aha” i już wszyscy wiedzą, że kulek nie będzie. Taka moc przekonywania podświadomości, jak w filmach o Jedi. Ale inni też przeszli szkolenie Jedi i za kilka minut ktoś mówi „zaraz, ale właściwie dlaczego? kulki są fajne”. I za chwilę to samo z kolejnym pomysłem.
W ostatnie trzy wieczory przed Yapą naprawdę robi się gorąco. Wtedy przyjeżdża na salę Politechniki Łódzkiej firma i składa scenę, na której będą się odbywać koncerty. A my musimy zanieść całą naszą twórczość i powiesić ją na wysokości 6 metrów. W środę skończyliśmy o trzeciej w nocy.
A co potem?
Potem są trzy dni Yapy, która trwa od piątku do niedzieli wieczorem. Tu, jako jedyna sekcja, nie mamy co robić. Z nudów chodzę czasem na koncerty, ale głównie rozmawiam z ludźmi. I śpię. I po nocach gram z przyjaciółmi na gitarach – nie na oficjalnych koncertach, tylko na zapleczu, w łazience albo pod schodami.
I cieszę się, że znowu się udało.
[mailerlite_form form_id=7]
W tym roku było wyjątkowo, bo wystąpiłem na scenie. Alicja wpadła na pomysł, żeby dzieci organizatorów wystąpiły i zaśpiewały dwie piosenki z Akademii Pana Kleksa. Nazywało się to Akademia Pana Krzysia, bo Krzysiek to główny organizator. I była potrzebna druga gitara. No więc zagrałem. Pierwszy raz. Stresowałem się jak przed egzaminem na prawo jazdy 🙂 Nawet kupiłem sobie elektryczną przystawkę do gitary, bo normalnie gram tylko akustycznie.
Po co to wszystko?
Krótka odpowiedź – bo czuję się szczęśliwszy, lepszy, mam więcej energii.
Teraz dłuższa odpowiedź.
Praca jest ważna. Często daje mi poczucie spełnienia. No i przynosi pieniądze. Daje też namiastkę szczęścia. Ale mam często chwile, kiedy mam ochotę się schować w mysiej dziurze. Praca na uczelni frustruje, Berrolia za mało sprzedaje, na blogu słaby ruch. Wtedy potrzebuję czegoś innego. Czegoś, co wychodzi poza pracę.
Przeglądam czasem badania o szczęściu. Nie w każdym wychodzi to samo, ale jest żelazny zestaw rzeczy, które przewijają się w wielu wynikach, i które mocno sprzyjają szczęściu:
pozytywne nastawienie (czyli decyzja, że chcesz być szczęśliwy),
brak problemów finansowych,
wysiłek fizyczny,
bliskie związki z ludźmi,
dawanie innym coś od siebie,
poczucie wpływu na rzeczywistość,
poczucie uczestniczenia w „czymś większym”.
Jak dobrze popatrzysz, to robienie Yapy pasuje do ostatnich pięciu punktów. Może właśnie dlatego co roku 150 osób zarywa noce i weekendy, żeby tworzyć festiwal.
I może dlatego tysiące osób organizują Przystanek Woodstock, pracują w hospicjach i w klubach miłośników starych tramwajów.
A co Ciebie uszczęśliwia? Napiszesz mi w komentarzu?
[Autorzy zdjęć: Paula Jankowska, ja, Yapa]
Michał, dziękuję za Waszą pracę na Yapie. Palmy i huśtawki świetnie wpisywały się w klimat festiwalu. Zawsze zastanawiałam się, jak to możliwe, że tak duże wydarzenie jest organizowane praktycznie przez samych wolontariuszy. W tym roku w końcu mogłam w nim uczestniczyć i przekonałam się sama, że ta cudowna społeczność i niepowtarzalna atmosfera jest wręcz uzależniająca. I przestałam się dziwić 😉
Ano jest uzależniająca 🙂 A Ty w tym roku byłaś jako widz, artysta czy już jako organizator?
Na razie jako widz, następnym razem może jako artysta. Ale na Yapie każdy jest trochę artystą 😀
Fajnie ale o mojej żonie zapomniałeś, która robiła jedno ze zdjęć 🙂
Pozdrawiam,
—
Marcin „Foka”
Już poprawiłem. Zapomniałem o tym, bo zdjęcie było na moim telefonie. Ale faktycznie, skoro na nim jestem, to przecież ktoś inne je zrobił 😉
Tyle lat sie znamy, a tu taka wtopa 🙂 Nieprawdą jest, że boję się wiertarki! Kiedyś się bałam, ale od lat bez problemu ją obsługuję. To piły spalinowej ciągle nie lubię…
A co mnie uszczęśliwia? Oprócz Yapy? Baza Namiotowa w Muszynie ze wszystkim co można i trzeba tam robić. TAM’y i „Pod Słońce” . I jeszcze przygotowywanie par lub przyszłych mam do bezstresowego porodu, najlepszego, jaki może im się przydarzyć, a jak mogę jeszcze w tym małym cudzie uczestniczyć jako doula, to już prawie komplet!
Kryptoreklamę douli tu dostrzegam. Ale jak najbardziej uzasadnioną 😉
Ania, ale spalinowej lancuchowej ?
Tak! Elektryczna jeszcze jakoś ujdzie, ale też mnie nie bawi 🙂
Pisanie. Tworzenie. Szeroko pojęta kreatywność 😀
Dla mnie największym szczęściem i wartością jest, że tworzę coś nietuzinkowego z grupą osób, które po tych wspólnie spędzonych latach okazały się bardzo ważnym ogniwem mojego życia. Bo YAPA czy Muszyna to nie tylko wspólne śpiewanie, to coś niematerialnego a jakże ważnego: Wy Przyjaciele i wspólnie spędzony czas?
Miód na moje serce 🙂 🙂 🙂